Znając jeszcze z Kompanii Wartowniczych w Niemczech prezesa „Ogniwa” Jana Łączyńskiego znalazł się w gronie pierwszych członków Stowarzyszenia i w latach 1952 – 1953 pełnił funkcję prezesa jednego z czterech utworzonych we Francji zarządów okręgowych. Jako jedyny z prezesów okręgów nie pochodził ze środowiska Brygady Świętokrzyskiej NSZ i nie był wcześniej działaczem nurtu narodowego. Wybór na tak poważną funkcję zawdzięczał „Młot” swoim talentom organizatorskim i sukcesom w integracji środowisk nowej emigracji polskiej swoim miejscu zamieszkania i pracy. Wyróżnił się też jako animator i instruktor wielu przedsięwzięć szkoleniowo –artystycznych.
W lipcu 1948 roku, po przedostaniu się z okupowanej przez Sowietów Polski do amerykańskiej strefy okupacyjnej w Berlinie „Młot”, wraz z uwolnionym rok wcześniej przez siebie z kazamatów Urzędu Bezpieczeństwa w Hrubieszowie, żołnierzem WiN Tadeuszem Lipowiczem „Kloszem”, trafili do obozu przejściowego. Ponieważ nie mięli ze sobą żadnych dokumentów świadczących o ich niepodległościowej działalności w kraju, przechodzili specjalne procedury weryfikacyjne. „Młot”, który powołał się na angielskiego dziennikarza (Derek Selby), przebywającego w lecie 1946 roku na spotkaniu z żołnierzami jego oddziału, został przez Amerykanów szybko zidentyfikowany.Derek Selby, wydalony z komunistycznej Polski w 1947 roku miedzy innymi za opublikowany w londyńskiej prasie reportaż o chełmskim podziemiu niepodległościowym, wydał „Młotowi” jak najbardziej chwalebną opinię. Zaowocowała ona propozycją przyznania stypendium na studia na wybranej uczelni w USA.
Ponieważ „Młot” , licząc na rychłą wojnę z Sowietami i szybki powrót do kraju, nie chciał wyjeżdżać za ocean, wybrał służbę w Polskich Kompaniach Wartowniczych. Po weryfikacji stopnia oficerskiego został skierowany do ośrodka szkoleniowego PKW w Monachium. Tam po raz pierwszy zetknął się z oficerami i żołnierzami Brygady Świętokrzyskiej NSZ. Ci młodzi ideowi ludzie o zdecydowanie antykomunistycznych poglądach głęboko mu zaimponowali. Mimo, iż dotychczas, jako syn piłsudczyka i działacza kolejowej sekcji Polskiej Partii Socjalistycznej, ze środowiskiem narodowym miał niewiele do czynienia, związał się z obozem narodowym na wiele lat. To ludzie ze środowiska narodowego utrwalili jego zdecydowane poglądy antykomunistyczne i ukształtowali postawę Polaka – wygnańca z Ojczyzny, który przez cały czas pobytu na emigracji przygotowywał się do służby publicznej w wyzwolonej od sowietów Polsce.
Temu celowi podporządkowane było podjęte już w Kompaniach Wartowniczych intensywne zdobywanie wykształcenia (kontynuowane z powodzeniem na studiach we Francji) i uczenie się języków obcych, a także przejście specjalnego szkolenia z zakresu dywersji i prowadzenia walk partyzanckich. W chwili przerzutu do kraju miał kierować akcjami antykomunistycznymi na Lubelszczyźnie. Ponieważ głęboko wierzył, że ten dzień szybko nastąpi wraz z nowymi kolegami z Brygady Świętokrzyskiej NSZ na miejsce swojego pobytu wybrał Francję. Oczekując na rozkaz wylotu do okupowanego przez komunistów kraju podjął pracę w fabryce i rozpoczął intensywną naukę języka francuskiego i angielskiego.
Na terenie Francji głęboko zaangażował się w działalność zorganizowanego w lipcu 1949 roku przez działaczy narodowych stowarzyszenia „Ogniwo”, którego naczelnym celem było: „łączenie wszystkich ośrodków narodowej emigracji we Francji, przysłowiowych ogniw, w jeden silny, nierozerwalny łańcuch”
Całkowicie utożsamiał się z założeniami stowarzyszenia określonymi w biuletynie „Ogniwa” następująco: „Nie jest nam dane dzisiaj walczyć ramię przy ramieniu z naszymi rodakami w Kraju. Wolno nam jednak żywić ambicję, byśmy tu na emigracji spełnili jak najrzetelniej nasz obowiązek niesienia Krajowi pomocy, byśmy sposobili się do służby w Kraju, w chwili, gdy będzie on wolny od wroga. Jeżeli tak pojmiemy nasze zadania, spełnimy właściwie naszą rolę ogniwa emigracji z Krajem”.
Znając jeszcze z Kompanii Wartowniczych w Niemczech prezesa „Ogniwa” Jana Łączyńskiego znalazł się w gronie pierwszych członków Stowarzyszenia i w latach 1952 – 1953 pełnił funkcję prezesa jednego z czterech utworzonych we Francji zarządów okręgowych. Jako jedyny z prezesów okręgów nie pochodził ze środowiska Brygady Świętokrzyskiej NSZ i nie był wcześniej działaczem nurtu narodowego. Wybór na tak poważną funkcję zawdzięczał „Młot” swoim talentom organizatorskim i sukcesom w integracji środowisk nowej emigracji polskiej swoim miejscu zamieszkania i pracy. Wyróżnił się też jako animator i instruktor wielu przedsięwzięć szkoleniowo –artystycznych.
Okręg Loire (Unieux) w okresie 1952 -53 należał do najaktywniejszych i najlepiej zorganizowanych. Działały liczne koła samokształceniowe, gdzie prowadzono prace wychowawczą, uzupełniano wykształcenie, nauczano języków obcych i prowadzono działalność kulturalną. Odrębnym polem działalności było wyszukiwanie członkom „Ogniwa” nowych, lepszych miejsc pracy i wzajemna pomoc materialna.
Przedstawiciele „Ogniwa” nawiązywali tez kontakty ze starą emigracją polską, często ucząc ich dzieci zapomnianego już języka polskiego i historii ojczystej. „Młot” osobiście zaangażował się w udzielanie korepetycji z języka polskiego córce polskich emigrantów, która z kolei uczyła go języka francuskiego i pomagała w przygotowaniach do egzaminów maturalnych. Z czasem miedzy młodymi nawiązała się nić sympatii i „Młot” został jej mężem.
Największym osiągnięciem „Młota” w „Ogniwie” było zorganizowanie w okresie sprawowania funkcji prezesa okręgu wizytacji generałów Władysława Andersa i Stanisława Maczka.
Generał Anders zaszczycił go osobiście napisanym podziękowaniem za wzorowe zorganizowanie spotkań z kołami „Ogniwa” i widoczne efekty pracy szkoleniowo – wychowawczej. Niestety list generała z podziękowaniami zaginął już po powrocie „Młota” do kraju. W 1998 roku jeszcze go u niego widziałem.
Po wizytacji generała Maczka prezes „Ogniwa” major Łączynski w osobistym liście do „Młota” pisał: „Drogi Panie poruczniku – dowiaduję się z listu Pana kapitana Witolda i kol. Baranowskiego o pięknej uroczystości jaką mięliście koledzy w St. Etien w Ogniwie z okazji inspekcji pana generała Maczka. Pragnę tą drogą złożyć Panu Panie poruczniku słowa pełne uznania z całego serca”.
W marcu 1952 roku „Młot” wraz z delegatami ze swojego okręgu uczestniczył w centralnym zjeździe „Ogniwa” w Thionville. Gośćmi szczególnymi zjazdu byli: gen W. Anders, płk. Ignacy Oziewicz – pierwszy dowódca NSZ, dr Kazimierz Gluziński – ostatni prezes rady Politycznej NSZ i płk. Antoni Dąbrowski (Szacki) „Bohun” – dowódca Brygady Świętokrzyskiej NSZ.
„Młot” zaangażował się również w kolportaż miesięcznika stowarzyszenia również pod nazwą „Ogniwo” , a także w wydawanie miesięcznika „Ojczyzna”- oficjalnego organu kierowanego przez siebie okręgu Loire. Z tej racji bliżej poznał głównego ideologa polskiego ruchu narodowego we Francji doktora Kazimierza Gluzińskiego – faktycznego organizatora i redaktora tegoż wydawnictwa.
Jesienią 1952 roku „Młot” odbył specjalne szkolenie wojskowe organizowane przez Amerykanów dla komandosów polskich zrzuconych do kraju w momencie konfliktu zbrojnego z komunistami. Ponieważ przeznaczony był do zadań dywersyjno – wywiadowczych na Lubelszczyźnie, do końca życia pozostała mu doskonała znajomość sieci dróg i osiedli na terenie woj. lubelskiego. Mówił o tym bardzo oszczędnie i tylko ogólnikami. Potwierdzenie tego faktu można odnaleźć w liście prezesa Łączyńskiego do „Młota”, gdzie czytamy: „Wskazówki na zegarze dziejowym posuwają się naprzód. Niezadługo mam wrażenie staniemy wszyscy do tak od dawna oczekiwanego apelu, by w zaszczytnych szeregach Wojska Polskiego w walce z brutalnym najeźdźcą przynieść wolność naszej ukochanej Ojczyźnie”.
Niestety słowa te nie spełniły się i „Młot” do Polski powrócił nie jako oficer Wojska Polskiego, lecz francuski emeryt, który musiał prosić tę nową nieznaną Polskę o polski dowód osobisty i w myśl przepisów absurdalnej ordynacji wyborczej, będącej jednym z efektów „umowy okrągłego stołu”, cztery lata czekać na bierne prawo wyborcze.
Jest wiele różnych trwożących historii z rejonu Wołynia, które dotyczą działalności w/w człowieka. Znam je z relacji mojej Babci oraz jednego mieszkańca m.Chełm. Niestety nie warto tego powtarzać ze względu na ciężar jakie niosą dla słuchacza.
Komu wierzyć?
Jedynie Bóg będzie sędzią Sprawiedliwym.
Szanowny Panie – „Młota” w okresie, gdy Polską rządzili komuniści oskarżano o najprzeróżniejsze zbrodnie – z zarzutem szpiegostwa na rzecz USA łącznie. Nigdzie jednak nie pojawiła się informacja (vide: opracowania partyjnych propagandzistów – I.Cabana i E. Machockiego, czy praca esbeka chełmskiego Henryka Kucharuka), że „Młot” związany był z jakimiś „różnymi trwożącymi historiami z rejonu Wołynia”. Pan o czymś takim (kogo tam „Młot” miał mordować – Polaków czy ukraińskich rezunów spod znaku UPA?) pisze po raz pierwszy powołując się na relację „swojej babci i jednego mieszkańca m. Chełm”. Chętnie te relacje poznam – już jak Pan coś zaczął to trzeba być mężczyzną i dopowiedzieć do końca, a nie uciekać w formułkę: „Niestety nie warto tego powtarzać ze względu na ciężar jakie niosą dla słuchacza”. Nie wiem jakiej jest Pan profesji, ale jeśli historykiem z wykształcenia, to zapewne słyszał Pan o czymś takim jak krytyka źródła (w tym przypadku relacji składanej po latach) i konfrontacja z innymi źródłami. A przy „Młocie” nic (słownie NIC) takiego Pan nie znajdzie. Przejrzałem tysiące stron dokumentów ubeckich odnośnie działalności „Młota”, przeprowadziłem z nim i wieloma jego żołnierzami wielogodzinne rozmowy (najczęściej nagrywane lub na bieżąco notowane) i nie znalazłem żadnego śladu działalności „Młota” na Wołyniu. „Młot” nie żyje i nie może się bronić, ale ja jako jego przyjaciel i biograf mam obowiązek zawsze świadczyć prawdę o życiu i działalności tego Chełmskiego Żołnierza Niezłomnego. A na Pańskie pytanie komu wierzyć odpowiem bez wahania: Panu Bogu. Jest On, jak Pan zauważył, Sędzią Sprawiedliwym i wszystkich nas osądzi. Również za to co piszemy lub mówimy.