Irena Stanisławska – nauczycielka LO im. Stefana Czarnieckiego w Chełmie w aktach UB/SB.

W materiałach operacyjnych Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Lublinie z lat 1944 – 1990 pod sygnaturą IPN Lu – 010/166 znajduje się teczka zatytułowana: Sprawa ewidencyjno – obserwacyjna nr 1108. Sprawa została   rozpoczęta 16 marca 1956 roku przez służbę bezpieczeństwa  w Chełmie przeciwko  Irenie Bronisławie Stanisławskiej nauczycielce LO im. Stefana Czarnieckiego w Chełmie. Pierwszym prowadzącym sprawę był ppor. Edward Kozioł – referent Powiatowego Urzędu do Spraw Bezpieczeństwa w Chełmie. Kolejnymi: chorąży Zenon Jazurek i ppor Jerzy Czubacki.

Postanowienie o założeniu sprawy z dnia 16 marca 1956 roku przygotował ppor. E. Kozioł, a zatwierdził ówczesny szef PUds.B  mjr Władysław Woliński.

Przez cały okres prowadzenia sprawy  (w teczce brak daty jej formalnego  zakończenia, a  ostatnie dokumenty pochodzą z roku 1959) do śledzenia Stanisławskiej wykorzystywano kilku informatorów w większości pochodzących ze środowiska nauczycielskiego. Oto występujące w dokumentach sprawy ich  pseudonimy: „Bank”, „Roman”, „Wrzos”, „Michał”, „Witek” i „Mnich”. Najbardziej pracowity w tej sprawie to „Bank” – informator zwerbowany przez UB  10 stycznia 1948 roku i do inwigilacji Stanisławskiej włączony 16 lutego 1958 roku – z jego donosów wynika,  że był nauczycielem i bliskim kolegą również rozpracowywanego przez bezpiekę chełmskiego nauczyciela i po 1956 roku prezesa Zarządu Oddziału ZNP w Chełmie Romana Germaty. W jednym z donosów na Stanisławską z dnia 15 marca 1958 roku, w akapicie poświęconym Germacie pisze:  „Bardzo często z nim jestem na kawce”.

Doraźnie wykorzystywano też  donosicieli zajmujących się innymi osobami, a nawet środowiskami. W aktach sprawy zachował się donos wieloletniego i niezwykle cennego dla UB/SB współpracownika o pseudonimie „Kamiński”, który jako były żołnierz oddziału Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość” por. Henryka Lewczuka  „Młota” , używany był głównie do rozpracowywania środowisk niepodległościowych. SB wykorzystując fakt, że jego żona była nauczycielką,  powierzyła mu zadanie zebrania informacji o Stanisławskiej. Podczas spotkania odbytego w dniu 3 maja 1957 roku oficer prowadzący na podstawie słów informatora  zapisał: „Odnośnie Stanisławskiej Ireny dot. ustalenia jej kontaktów z jakimi osobami otrzymuje ustalił, że w/w jest wychowawczynią klasy VIII Liceum Ogólnokształcącego w Chełmie, na terenie Chełma utrzymuje kontakty przeważnie z nauczycielstwem, lecz nie cieszy się wśród nich zaufaniem (…) . Natomiast w okresie ferii świątecznych, kiedy przyjechało dużo uczni z Wrocławia, Poznania i innych miast to przebywali u niej, nawet urządzali libacje, lecz osobnicy ci  nie są mu znani z nazwisk. Dalej podaje, że żona informatora „Kamiński” jako koleżanka Stanisławskiej po fachu obecnie jest na urlopie macierzyńskim, tak że nie ma obecnie z nią styczności i nie była w stanie ustalić  co do jej kontaktów z mężczyzną, który do niej przyjeżdża i ustalenie jego nazwiska i skąd pochodzi”.

Dostatecznym uzasadnieniem założenia sprawy na Stanisławską była jej działalność w lwowskiej Armii Krajowej i bez znaczenia pozostawał fakt, że w 1947 roku złożyła stosowne oświadczenie w ramach akcji ujawnieniowej i nigdy nie było żadnych przesłanek, że po wyjeździe ze Lwowa  angażowała się w działalność niepodległościową. To właśnie oświadczenie z ujawnienia było powodem do  akcji chełmskiej SB w celu jej rozpracowania. Znając losy innych ujawnionych działaczy podziemia antykomunistycznego należy jednak stwierdzić, że złożenie oświadczenia z ujawnienia w  PUBP Koło i kilkakrotne zmiany miejsca zamieszkania i pracy uchroniły Stanisławską przed śledztwem i niewątpliwym aresztowaniem przez UB w latach czterdziestych i pięćdziesiątych, kiedy to szczególnie poszukiwano  członków podziemnych struktur wywiadowczych Armii Krajowej, których po torturach w kazamatach UB, peerelowskie sady skazywały na wieloletnie więzienia. Do rangi symbolu urasta więc zdjęcie Stanisławskiej z oryginalnego  oświadczenia z ujawnienia  w 1947 roku oderwane przez ppor. Kozioła i przyklejone do postanowienia o założeniu sprawy  ewidencyjno – obserwacyjnej.

Z treści analizy sprawy sporządzonej 5 sierpnia 1959 roku przez oficera operacyjnego SB ppor. Jerzego Czubackiego wynika, że Stanisławską sprawdzano w związku z jej  działalnością konspiracyjną w lwowskiej Armii Krajowej. Materiały do założenia sprawy uzyskano, jak fachowo zaznaczył ppor. Czubacki: „ze źródeł pozaagenturalnych, oraz materiałów śledczych”. Przeglądając dokumenty zgromadzone w teczce można zorientować się, że podstawowe materiały w tej sprawie to oświadczenie z ujawnienia złożone przez Stanisławską w kwietniu 1947 roku w PUBP Koło i protokoły z przesłuchań uczniów Państwowego Gimnazjum i Liceum im. Bartosza Głowackiego w Tomaszowie Lubelskim, gdzie w latach 1948 – 1951 pracowała jako nauczycielka fizyki i kierowniczka bursy szkolnej.

Z oświadczenia z ujawnienia z dnia 16 kwietnia 1947 roku wynika, że Irena Stanisławska z domu Bojko córka Konstantego i  Anny urodzona 2 października 1919 roku we Lwowie, absolwentka Wydziału Matematyczno-Przyrodniczego Uniwersytetu Lwowskiego (ppor. Czubacki w analizie sprawy z 1959 roku mylnie podaje, że był to Wydział Oświatowo – Przyrodniczy – w okresie międzywojennym nigdy takiego wydziału w Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie nie było) w latach 1939 -1944 była żołnierzem Armii Krajowej Obszaru Lwowskiego  o pseudonimie „Kryst”. W okresie tym używała konspiracyjnego nazwiska  Rjukon. W opisie działalności konspiracyjnej podała: „Do organizacji wstąpiłam w 1939 roku na terenie Lwowa w randze kaprala podchorążego. Początkowo pełniłam funkcje łącznika szefa II oddziału obszaru lwowskiego. W roku 1940 zostałam dowódcą grupy inwigilacyjnej przy dwójce lwowskiej. W roku 1941 pracowałam na rozkaz władz w Arbeitsamcie lwowskim (urząd pracy) 5 miesięcy. Następnie pełniłam funkcję szefa grupy inwigilacyjnej II oddziału, oraz byłam członkiem grupy leśno – dywersyjnej na terenie Lwów obszar. W 1943 roku poszukiwana przez gestapo za zabójstwo 12 Niemców przerwałam pracę na 3 miesiące. Później byłam zastępcą dowódcy grupy likwidacyjnej przy II oddziale Lwów – obszar. Posiadałam broń: 2 dziesiątki, 1 siódemka i granaty – oddane władzom sowieckim w roku 1944 we Lwowie”.

Oświadczenie zostało złożone przed komisja amnestyjną PUBP w Kole, gdyż od kwietnia 1946 roku wraz z córką Aleksandrą  (urodzoną w 1945 roku) przeniosła się ze Lwowa do Sępolna w powiecie Koło, gdzie pracowała jako nauczycielka w Samorządowym Gimnazjum Koedukacyjnym. Z okupowanego przez Sowietów Lwowa wyjechała pod nazwiskiem okupacyjnym Irena  Rjukon i dopiero w Sępolnie powróciła do swojego  prawdziwego nazwiska. Zamieszkała wraz z rodzicami, mężem i córką w pomieszczeniach internatu przy  gimnazjum.

W 1948 roku przeniosła się do Tomaszowa Lubelskiego, gdzie podjęła pracę w Państwowym Gimnazjum i Liceum im. Bartosza Głowackiego. W styczniu 1949 roku miejscowy Urząd Bezpieczeństwa rozpoczął dochodzenie w sprawie szykanowania przez nią uczniów będących członkami komunistycznego Związku Młodzieży Polskiej.  Pretekstem do zainteresowania się Stanisławską  przez funkcjonariuszy  UB było drobne wydarzenie podczas zabawy w bursie szkolnej w dniu 25  listopada 1948 roku. Profesor Stanisławska poleciła uczniowi Zdzisławowi Spaczyńskiemu   zdjąć z klapy marynarki znaczek ZMP. Uczeń znaczek zdjął, lecz następnego dnia zameldował o tym przewodniczącemu ZMP w szkole  Czuchajowi, który  odbył z nauczycielka na ten temat rozmowę i najprawdopodobniej powiadomił UB. W dniach 11 i 12  stycznia 1949 roku referenci PUBP w Tomaszowie Henryk Słomka i Edward Wargocki przesłuchali Spaczyńskiego i jego kolegów obecnych podczas zabawy w bursie. Spaczyński zeznał: „W trakcie tej zabawy podeszła do mnie w/w profesorka ob. Stanisławska Irena i powiedziała do mnie żebym ja zdjął znaczek z godłem ZMP, bo jej się to nie podoba. Ja początkowo nie chciałem tego uczynić, lecz podeszła do mnie po raz drugi i znowu mówiła  mi żebym ja się jej posłuchał i żebym zrobił dla niej, że ten znaczek zdejmę, bo mi to wcale nie pasuje, nie mogłem się swojej przełożonej długo sprzeciwiać, ponieważ obawiałem się, że gdy się jej nie posłucham i tego nie uczynię to w/w profesorka na koniec roku może dać dwójkę za niesłuchanie się jej, a w dodatku, że jestem członkiem organizacji  ZMP. W/w profesorka widać wobec powyższego faktu, że jest wrogo nastawiona do naszej organizacji to jest do ZMP i dlatego to uczyniłem i znaczek ten zdjąłem, lecz gdy tylko ob. Stanisławska wyszła z sali ja natychmiast znaczek zaczepiłem z powrotem”.

Kolega Spaczyńskiego Józef Kubiszyn to samo wydarzenie  zrelacjonował UB następująco:

„ W tym czasie profesorka Stanisławska Irena powiedziała do kolegi, który jest członkiem ZMP, a to do Spaczyńskiego Zdzisława żeby odczepił znaczek ZMP, który ma przypięty do klapy marynarki, bo to jemu nie pasuje. W tym czasie jak profesorka Stanisławska Irena powiedziała te słowa do Spaczyńskiego Zdzisława  to kolega Spaczyński Zdzisław odszedł od niej i znaczek ZMP odczepił”.

Spaczyński zeznał również, że podczas wizyty kilku uczniów w mieszkaniu Stanisławskiej pytała go czy nie boi się jako członek ZMP do niej przychodzić: „bo ona źle ideologicznie oddziaływuje na młodzież, szczególnie na członków ZMP i nasze władze organizacyjne nam zabraniają do niej chodzić. W dalszych swych słowach powiedziała, że przecież już przez nią wyrzucili  jednego z org. ZMP ob. Turzynieckiego za to że ona go sprowadziła z drogi  jaką idzie organizacja ZMP. W dodatku ona ma duży wpływ na młodzież  i może dobrze oddziaływać i wychowywać  ich w duchu obco ideologicznie”.

W marcu 1948 roku PUBP w Tomaszowie odnotowało kolejny „wrogi występek” profesor Stanisławskiej. Na tyle wrogi, że niezwłocznie powiadomiono o nim Wojewódzki Urząd Bezpieczeństwa Publicznego w Lublinie: „ W dniu 15 marca 1949 roku w klasie X-tej „B”  Gimnazjum Państwowego miało miejsce następujące zajście profesorka Stanisławska Irena, która skończyła lekcję fizyki, więc wszyscy odmówili modlitwę i  zabierali się do wyjścia, a chłopcy zapomnieli , że to jeszcze w czasie postu dodaje się do modlitwy „któryś za nas cierpiał rany”, kilku chłopców wyszło nawet, a w/w profesorka bardzo się obraziła, że ktoś potrafi naruszać jej wierzenia religijne i w ten sposób zachowywać się. Więc jeden z chłopców od razu wystąpił i przeprosił ją, stwierdzając, że nie było to żadne wystąpienie antyreligijne, ale zwyczajna pomyłka. Na tym na razie skończyło się”. W raporcie wymieniono tez nazwiska uczniów, którzy odwiedzają Stanisławska w jej mieszkaniu.

Raport kończy się stwierdzeniem, że powyższe informacje uzyskano: „Przez aktywnych członków ZMP z koła gimnazjalnego”.

W lecie 1951 roku profesor Stanisławska, zapewne orientując się że UB zbiera na jej temat donosy i prowadzi intensywne śledztwo,   przeniosła się do Elbląga. Podjęła prace w gimnazjum i zamieszkała  w internacie. Tam urodził się  jej syn Andrzej. Po zakończeniu roku szkolnego ponownie zmieniła miejsce zamieszkania – od września 1952 roku  podjęła pracę w   Liceum Ogólnokształcącym im. S. Czarnieckiego w Chełmie. Zanim miejscowy UB zorientował się kto zamieszkał na  jego terenie  minęło kilka lat. Dopiero w 1956 roku, mimo iż nie było żadnych podstaw założono na nią sprawę ewidencyjno – obserwacyjną nr1108.

Zaangażowano wcześniejszych i zwerbowano nowych donosicieli, którzy jednak  nie byli w stanie dostarczyć  SB interesujących resort informacji. W doniesieniu nr 17 z 17 września 1958 roku informator  „Bank” tak ją charakteryzował: „ Stanisławska Irena jest kobietą na dość wysokim poziomie  intelektualnym i o dużym wyrobieniu życiowym. Oraz jest ona bardzo energiczna. Ponadto jest ona bardzo przebiegła i ostrożna – nigdy  nie chce dyskutować na jakiekolwiek tematy polityczne. Od kilku lat pracuje jako nauczycielka Liceum Ogólnokształcącego im. Stefana Czarnieckiego w Chełmie, gdzie w klasach licealnych uczy fizyki. Jest znana jako bardzo dobry fachowiec fizyki, ze swoich obowiązków nauczycielskich wywiązuje się dobrze. Stanisławskiej nigdy nie widziałem w towarzystwie jakichkolwiek obcych osób, jak również nie zauważyłem aby przychodził ktoś do niej do domu. Przeważnie jest ona widziana sama lub ze swoim młodszym dzieckiem”.

Inni informatorzy zwracali uwagę na częste  kontakty z absolwentami LO im.  Czarnieckiego, którzy podczas pobytu w Chełmie odwiedzają ja w domu. Zwracali tez uwagę na jej głęboką wiarę w Boga i przeciwstawianie się wszelkim atakom na  religię i kościół katolicki. Ppor. Czubacki w cytowanej już analizie z 1958 roku pisał: Jako osoba wierząca wyznania rzymsko – katolickiego często mówi, że nie pozwoli aby ktokolwiek obrażał jej uczucia religijne. Nie jest ona jednak fanatykiem religijnym”.

Jeden z donosicieli  o pseudonimie  „Roman” w 1958   zdobył informację, że  mąż Stanisławskiej Aleksander  przebywa na emigracji w Anglii. Podjęte w trybie nagłym działania z  zaangażowaniem struktur bezpieki w Warszawie i Poznaniu nie potwierdziły jej. Okazało się, że Aleksander Stanisławski po uzyskaniu w 1951 roku rozwodu założył nową rodzinę i z   Poznania przeniósł się do Warszawy. Przy sprawdzaniu tej informacji natrafiono jednak za pośrednictwem komórki SB kontrolującej  na poczcie  korespondencję, że  Stanisławska utrzymuje kontakt listowny z  mieszkającym w Londynie M.B. Grabowskim.

W kolejnych miesiącach ustalono,  że od czasu do czasu przesyła on jej paczki z lekarstwami, które Stanisławska sprzedaje znajomym. Na podstawie  adresu z koperty ustalono  miejsce zamieszkania Grabowskiego, nie zdołano jednak ustalić kim on jest i jakie łączyły ich  w przeszłości więzy.

W podsumowaniu analizy sprawy 1108 Czubacki napisał:  „W czasie prowadzenia tej sprawy stwierdzono, że Stanisławska podczas pobytu w Chełmie nie przejawia żadnej wrogiej działalności politycznej. W swoim miejscu pracy ceniona jest jako bardzo dobra nauczycielka ciesząca się    autorytetem wśród  młodzieży szkolnej i grona nauczycielskiego. (…) Z materiałów prowadzonej sprawy wynika, że jest ona obywatelką lojalnie ustosunkowaną do władzy ludowej w PRL. Przez okres 10 lat nie notowano wrogich wystąpień lub wypowiedzi z jej strony”.

W związku z powyższą opinią  ppor.  Czubacki zaproponował przełożonym aby  zakończyć sprawę ewidencyjno – obserwacyjną, a zgromadzone podczas jej prowadzenia dokumenty złożyć w archiwum Wydziału Ewidencji  Operacyjnej  Służby Bezpieczeństwa KW MO w Lublinie.  14 sierpnia 1958 roku  szef SB w Chełmie major Władysław Woliński podpisał raport o zakończeniu sprawy przeciwko Stanisławskiej i dokumenty złożono w archiwum.  Z zachowanej w teczce  karty kontrolnej sprawy zawierającej wpisy wszystkich funkcjonariuszy, którzy z niej korzystali wynika, że po 1958 roku  SB nie interesowała się profesor Stanisławską. Jednak całkowitą pewność można by mieć dopiero po przejrzeniu wszystkich spraw prowadzonych przeciwko  nauczycielom i uczniom Liceum Ogólnokształcącego im. S. Czarnieckiego. Nie wiemy też czy nie była rozpracowywana przez jednostki SB z innych miast, które zajmowały się byłymi żołnierzami Obszaru Lwowskiego Armii Krajowej. Faktem bezsporny jest przecież, że w strukturach lwowskiej AK zajmowała znaczące miejsce. Niestety w jej biogramach, łącznie z tymi opracowywanymi już współcześnie  ten istotny okres jej życia i działalności nie jest odnotowywany, a przecież była to jedna z nielicznych osób mieszkających  w naszym mieście,  z tak wysokiego szczebla konspiracji niepodległościowej.

6 komentarzy do “Irena Stanisławska – nauczycielka LO im. Stefana Czarnieckiego w Chełmie w aktach UB/SB.”

  1. Witam rodaka!
    Przejrzałem pobieżnie Pańską stronę, wrócę do niej wolnym czasem, bo wiele spraw mnie zainteresowało. Urodziłem się w Rudnie, to jakieś cztery km na południowy wschód od Matcza. Irenę Stanisławską znałem osobiście była w komisji maturalnej. Kiedy po maturze dowiedziała się, że wybieram się na studia do Szkoły Gł. Służby Zagranicznej na wydział Dyplomatyczno-Konsularny, uśmiechnęła się i powiedziała, że właściwie w dyplomacji będę się zajmował szpiegostwem. Z mojej dyplomacji nic, oczywiście, nie wyszło, ale to temat na zupełnie inne opowiadanie. Poszukuję kontaktu z Haliną Mostowską polonistką. To nazwisko panieńskie wyszła za mąż. Podobno mieszkała czy mieszka w Warszawie. Gdy Pan cokolwiek wiedział – będę wdzięczny za informację.
    Ale powróćmy do Rudna.W Pańskich materiałach o „Młocie” Lewczuku zwróciły moją uwagę dwa nazwiska z mojej wsi rodzinnej, obydwaj mi osobiście znani: Jan Żuber, miał chyba 16 lat, chyba nie mógł być w oddziale, jego ojciec Henryk Żuber, tak; był d-cą placówki Rudno. Stanisław Albiniak zdaje się także nie mógł być w tym oddziale, został bowiem jeszcze w czasie okupacji zastrzelony przez ukraińską policję z Białopola. Na fotografii drugi z lewej, też znany mi osobiście, oznaczony NN, stoi z rkm-em, to słynny „Zdybek” Roman Kaszewski. Nigdy się nie ujawnił. Zastrzelony przez UB w Maziarni, chyba w 1938 roku.
    jeszcze jedna sprawa – jest Pan historykiem, ma Pan więc doskonałe dane po temu aby wzbogacić pamięć ziemi rodzinnej. Sprawą pierwszorzędnej wagi i wyzwaniem dla historyka jest ciągle niewyjaśniony problem Wierzchowin. Co Pan o tym sądzi? Ja uważam, że była to prowokacja „Smierszy” albo NKWD.
    Pozdrawiam, życzę sukcesów w pracy naukowej.
    Jan Tetter

  2. Dziękuję za bardzo ciekawy materiał o pani prof. Stanisławskiej.
    A były ubek, Jerzy Czubacki do dzisiaj dumnie kroczy po chełmskich ulicach, z nieodłączną teczką pod pachą. Pewnie wolna RP, z którą wściekle walczył całe swoje życie, wypłaca mu okrągłą sumkę w ramach „zasłużonej” emerytury.

  3. Witam serdecznie,
    interesuje mnie jedno nazwisko z tekstu, cała sprawa jest mi obca ale chciałem jakoś potwierdzić to czy ten wymieniony ubek, Edward Wargocki to ten sam, który w 1946 r. pacyfikował swoją rodzinną Wąwolnicę.

    „Dnia 2 maja 1946 ok. godz. 13 do osady Wąwolnica pow. puławskiego przybyli samochodem funkcjonariusze PUBP z Puław w liczbie 25 osób. Ludność, widząc uzbrojony tak liczny oddział, zaczęła uciekać w stronę tzw. Zarzecza. Na terenie Zarzecza funkcjonariusze UB wbiegli na podwórze Leszczyńskiego Wacława. Domownicy zostali spędzeni do mieszkania z zakazem opuszczania go. Zamknięci słyszeli strzelaninę, wybuchy granatów. Po chwili wyskoczyli przez okno z płonącego domu. Okoliczni mieszkańcy spieszący do pożaru nie zostali dopuszczeni do akcji ratowniczej. Wśród funkcjonariuszy UB rozpoznano por. Stefaniaka i ppor. Wargockiego z Puław. Po pewnym czasie cały oddział wycofał się z miasteczka bez żadnych przeszkód ze strony mieszkańców tej wsi. Ok. godz. 15 tego samego dnia do Wąwolnicy przybyli ponownie funkcjonariusze UB i rozbiegłszy się po miasteczku palili zabudowania bądź to przy pomocy pocisków zapalających, bądź też przy pomocy granatów, albo też używając do podpalenia zapałek. Pastwą płomieni padło: 101 domów mieszkalnych, 106 stodół, 121 obór, 120 chlewów i innych budynków, 255 świń, 2 krowy, 5 kóz, 145 kur i 60 królików. Straty te według szacunku mieszkańców wynoszą 70 364 800 zł. Ponadto spaleniu uległy 2 osoby, a szereg innych odniosło ciężkie lub lżejsze oparzenia. Jedna osoba zmarła wskutek udaru serca, a jedna wskutek wstrząsu nerwowego dostała pomieszania zmysłów .”

  4. Tak się składa, że osobiście miałem szczęście poznać i Panią Stanisławską i jej syna (bo mieszkali na ul. Mickiewicza chyba 5 na ostatnim pietrze) jak i Pana Jerzego Czubackiego. W zasadzie na temat Pana Czubackiego nic złego nie mogę powiedzieć mimo iż kilka lat pracował jako inspektor Obrony cywilnej w Naszym Urzędzie i okresowo nas szkolił z obrony cywilnej wymyślając plany dyslokacji urzędu na wypadek zagrożenia. I w istocie tylko na tym polegała jego „praca” na co nikt z pracowników nie zwracał uwagi uznając, że takie stanowisko w Urzędzie musi być. Co do Pani Stanisławskiej – mam duży dług wdzięczności. Jako 14 latek dostawszy się do szkoły średniej miałem kłopoty zwłaszcza z nauką chemii. Nie wiem dlaczego i na jakich zasadach Pani Stanisławska zaangażowała dla mnie (ale też jak pamiętam dla innej młodzieży z ul. Mickiewicza i okolic pochodzących z rodzin ubogich) darmowe korepetycje . Mnie osobiście w domu Pani Stanisławskiej korepetycji udzielała profesor chemii jej młodsza koleżanka z I LO Pani Grzegorczyk. Imienia nie pamiętam, ale była młodą wdową po jakiejś tragicznej śmierci męża.W tym samym czasie Pani Stanisławska szkoliła i pomagała z matematyki innym moim znajomym. Myślę, że była to wybitnie praca charytatywna tych Pań profesorek

    1. Chemii w I LO uczyła Pani Janina Grzegorczyk – zmarła w tym roku. Pani Profesor Irena Stanisławski była moją wychowawczynią w liceum. Po maturze dość regularnie ją odwiedzałem. Bardzo ją ceniłem i na zawsze pamięć o niej będzie we mnie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *