15 czerwca 2009 roku w szpitalu w Chełmie zmarł ostatni komendant Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość” na Ziemi Chełmskiej porucznik Henryk Lewczuk „Młot”.
Na 4 lipca przygotowywaliśmy jego 86 urodziny, mięliśmy pojechać do Zażdżar, gdzie w grudniową noc 1945 roku cudem uszedł spod kul ubowców, na bieżąco pracowaliśmy (w miarę jak mu słabnące z każdym dniem zdrowie pozwalało) nad monografią chełmskiej konspiracji antykomunistycznej, mieliśmy jeszcze wiele wspólnych planów.
Plany Boskie okazały się inne …
Twardy, jak jego akowsko-winowski pseudonim, „Młot” – walczył z chorobą i przeżywał bieżące wydarzenia polityczne. Unikał rozmów o chorobie i cierpieniu – uważał, że „Młot” nie może okazywać słabości, cierpiał w samotności i milczeniu. Całą nadzieję, jak zawsze w trudnych chwilach, pokładał w Boskim Miłosierdziu.
W naszych długich rozmowach troszczył się przede wszystkim, aby w powstającej książce o jego działalności w Zrzeszeniu „Wolność i Niezawisłość” nie pominąć nikogo z podwładnych z oddziału zbrojnego i konspiracji terenowej. Bardzo oszczędnie mówił o sobie – zawsze jednak podkreślał, że jego życie było ciągłą służbą Niepodległej Polsce. I to zarówno wówczas, gdy z bronią w ręku prowadził swoich żołnierzy przeciwko niemieckim, a następnie sowieckim okupantom, jak również wtedy, gdy przyszło mu zmagać się z trudnym życiem polskiego emigranta we Francji. Umiłowanie Ojczyzny i rodzinnego Chełma spowodowało, że w latach 90 XX wieku porzucił ustabilizowane i dostatnie życie francuskiego emeryta i powrócił do Ojczyzny. Rozpoczął po raz kolejny nowy etap życia – po 44 latach pobytu na wygnaniu, ponownie w ukochanym i wyidealizowanym przez lata emigracji Chełmie. Rozpoczął życie trudne i momentami przynoszące gorzkie rozczarowania – bo to już nie ta wyśniona Niepodległa Polska, a postkomunistyczna III RP, bo nie ci zapamiętani z dzieciństwa i młodości ludzie, a nowe pokolenia wychowane i ukształtowane przez komunistów, nie ten patriotyczny i religijny Chełm, a sztandarowe miasto komunistycznego fałszu o początkach PRL.
Niezwykle gorzkim doświadczeniem okazała się dla niego służba w Radzie Miasta Chełma i praca w Sejmie IV kadencji zdominowanym przez partie wywodzące się z komunistycznej PRL. Nie rozumiał też postaw i zachowań większości polityków z prawej strony sceny politycznej, którzy interesy własnego ugrupowania stawiali wyżej niż interesy Ojczyzny. Dla niego zawsze człowiek prawicy winien być przede wszystkim człowiekiem prawym, który dobro Ojczyzny i Narodu zawsze stawia najwyżej.
W III RP nie zabiegał o odznaczenia i zaszczyty – konsekwentnie przez wiele lat odmawiał przyjęcia najmniejszych nawet awansów i odznaczeń. On jako jeden z nielicznych żołnierzy Armii Krajowej i oficerów Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość”, nie miał uprawnień kombatanckich i pozostał ze stopniem oficerskim porucznika z winowskiej konspiracji.
Dopiero kilka miesięcy przed śmiercią uczynił wyjątek i z rąk Premiera Jana Olszewskiego, którego niezwykle cenił i szanował, przyjął nadany przez Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego Krzyż Komandorski z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski.
Odszedł chełmski harcerz, Czarnieczczyk, podchorąży AK, porucznik WiN, Komendant „Młot”, przymusowy emigrant, radny Miasta Chełma, radny sejmiku województwa lubelskiego, Poseł Rzeczypospolitej Polskiej – odszedł Wielki Polak.
Miałem zaszczyt być jego współpracownikiem i przyjacielem.
Był i pozostanie dla mnie na zawsze wzorem Żołnierza Rzeczypospolitej, wzorem Polaka kochającego Polskę i Chełm. To był jeden z ostatnich ludzi tego formatu w obecnej Polsce.
Książkę o konspiracji antykomunistycznej w obwodzie chełmskim, a tak naprawdę to o działalności „Młota” i jego podwładnych, będę musiał skończyć sam – już bez jego rad i uzupełnień – pozostanie jednak zawsze jej inspiratorem i współautorem.
Panie Poruczniku – serdecznie dziękuję za 20 lat znajomości, setki rozmów i telefonów, bezinteresowną przyjaźń i ojcowską wyrozumiałość dla moich słabości.
Prawdę o Pana walce z komunistami i wrogami Rzeczypospolitej przekażę, zgodnie z wielokrotnie wyrażanym życzeniem, młodemu pokoleniu Chełmian.
Wieczny odpoczynek racz mu dać Panie, a Światłość Wiekuista niechaj mu świeci …
Czekam z niecierpliwością, aż zostanie przez Pana ukończona książka! Henryk Lewczuk był bratem Mojego Dziadka. Widziałam go zaledwie kilka razy w życiu, niestety kiedy byłam małym dzieckiem, więc za wiele nie pamiętam z owych spotkań. Nie byłam wtedy świadoma, jak Wielkiego Polaka i Patriotę miałam przed sobą. Z opowieści rodzinnych wiem, że gdy wrócił z Francji przyjechał najpierw do Wrocławia, mojego rodzinnego miasta. Tam jako 5-letnia dziewczynka powitałam go w stroju Krakowianki. W jego oczach widoczne były łzy wzruszenia. To jedno z nielicznych wspomnień. Liczę że dzięki Pana książce dowiem się o nim czegoś więcej, a pamięć o takich wspaniałych Ludziach przetrwa. Mam nadzieję, że staną się oni wzorcami dla młodych ludzi, pozbawionych w dzisiejszych świecie ideałów.
Z poważaniem:
Natalia Lewczuk
Witam, szkoda że odszedł, a miałem nadziehe na spotkanie i wysłuchanie bojowych zadań.
Jestem z Rejowca i byłem a i jestem ciekaw tych lat, tam zagmatwanych przez …
Pozdrawiam
Szanowny Panie,
miałam przed kilku laty przyjemność przeprowadzenia wywiadu ze ś.p Jadwigą von Brandt z Wojsławic (później Chełma) – wiele wątków rozmowy poświęconych było postaci „Młota”, czekam zatem na Pańską książkę – na pewno będzie to wartościowa pozycja.
Pozdarwiam
Mój ojciec był żołnierzem obwodu Grubego. Przypuszczalnie służył także w oddziale Młota i Azji. Posługiwał się ps.Atlas i „lewymi” papierami na nazwisko Krzak. Ujęty przez UB w 47 r, jak wierzył, wskutek zdrady, został skazany na KS. Po kilku miesiącach spędzonych w celi śmierci, „prezydent” B. Bierut łaskawie zamienił mu KS na „więzienie bezterminowe”. Po 10 latach najcięższych więzień, wskutek „odwilży 56r”, został warunkowo zwolniony. Do lat 80-tych w „organach” miał poufną kartotekę „wroga władzy ludowej”. Zmarł w 2001r. Zbieram aktualnie materiały nt jego losów do rodzinnej dokumentacji. Byłbym zobowiązany gdybym mógł zakupić Pana książkę. Z poważaniem A J Charewicz
Witam
Byłem kolegą Henryka. Znaliśmy się od 1941 roku, od kiedy trafiłem do Chełma z Warszawy.W 1942 roku organizowaliśmy młodzieżową grupę oporu z M. Krasoniem i R. Sokołowskim. Henryk był razem ze mną u Sędzimira w OP7/I
Ja byłem u Sędzimira już od roku 1942. W grudniu 1944 roku byłem aresztowany przez NKWD (Informacja Wojskowa) jako żołnierz Pierwszej Oficerskiej Szkoły Artylerii Wojsk Polskich, w której byłem z rozkazu „Sędzimira”. W NKWD byłem więziony jako wojskowy do 16 stycznia 1945 r. gdzie poddany zostałem okrutnemu śledztwu przez pł. Kożuszkę i jego klikę, w której służyli przyszli władcy PRL i okresu po transformacji. 17 stycznia 1945 roku przewieziony zostałem do Skrobowa, a następnie na „nieludzką ziemię” do Stalinogorska. Wróciłem w 1946 roku, następnie 3 razy aresztowany. Raz przesiedziałem przez 2 lata bez wyroku. Po 1952 dano mi „spokój”, ale w 1969 musiałem emigrować. Zatrzymałem się we Francji Wróciłem na stałe do kraju w 1996r.
Mam już 86 lat, jestem coraz słabszy, ale jeszcze działam na rzecz prawej Polski, nie akceptując współczesnego draństwa.
Z „Młotem” widziałem się ostatnio w 1999 roku w Warszawie.
Pozdrawiam „Zygfryd”