W lutym 1945 roku hrubieszowskie podziemie antykomunistyczne dokonało największej w skali regionu akcji zdobycia funduszy na cele organizacyjne. Grupa dowodzona przez jednego z najdzielniejszych oficerów hrubieszowskiej konspiracji podporucznika Karola Bojarskiego ps. „Wyga”, „Kosa” licząca 8 żołnierzy przejęła z Komunalnej Kasy Oszczędności w Hrubieszowie prawie 21 milionów złotych. Jak podkreślano w raportach UB była to kwota 20 527 114 złotych w nowych banknotach przeznaczonych na wymianę pieniędzy w całym powiecie hrubieszowskim.
Wywiad obwodu hrubieszowskiego Armii Krajowej precyzyjnie ustalił kiedy pieniądze zostaną przywiezione do Hrubieszowa i jakie są możliwości ich zabrania ze skarbca KKO. Ówczesny komendant obwodu hrubieszowskiego kapitan Marian Gołębiewski, wówczas używający już nowego pseudonimu „Ster” (powszechnie znany w obwodzie pod pseudonimem „Irka”) zadanie zdobycia pieniędzy powierzył swojemu adiutantowi i zarazem dowódcy grupy likwidacyjnej obwodu por. Bojarskiemu, który w tym czasie posiadał już nowy pseudonim – „Kosa”, a mieszkał i funkcjonował w Hrubieszowie pod fikcyjnym nazwiskiem Wojciech Zapała. Ten z dowodzonego oddziału wybrał kilkunastu najdzielniejszych bojowców i przy pomocy posiadanych, a nigdy nie ujawnionych wobec UB, współpracowników spośród załogi KKO opracował szczegółowy plan akcji. Uzyskano dokładne plany pomieszczeń KKO wraz ze skarbcem, zasady przechowywania i udostępniania kluczy do skarbca, a nawet rozkład zajęć i przyzwyczajenia zawodowe dyrektora KKO.
Akcja została wykonana w biały dzień 21 lutego 1945 roku w centrum Hrubieszowa w obecności wielu mieszkańców i przyjezdnych – pomieszczenia KKO mieściły się w tym samym budynku co starostwo powiatowe. „Kosa” po otrzymaniu informacji, że pieniądze dotarły do KKO rankiem 21 udał się do banku w towarzystwie 8 uzbrojonych i umundurowanych w uniformy Wojska Polskiego swoich żołnierzy. Sam występował w ubraniu cywilnym, co mogło sugerować , że jest to grupa UB, która w celach służbowych przybyła do KKO. 7 – 8 uzbrojonych żołnierzy AK osłaniało ich na zewnątrz pomieszczeń i od strony pobliskiej siedziby UB. W pobliżu stały też 4 furmanki z zaufanymi woźnicami. Przebywanie w tym czasie i w tym miejscu (Starostwo, KKO i inne urzędy) kilkunastu młodych ludzi nie wzbudzało większego zainteresowania, gdyż był to zwykły urzędowy dzień. A tak naprawdę – w zasadzie jeszcze w tym okresie w Hrubieszowie to przedstawiciele nowej komunistycznej władzy czuli się bardziej zagrożeni niż żołnierze AK i to oni byli bacznie obserwowani przez podziemie i sprzyjające mu społeczeństwo miasta.
„Kosa” po wejściu do KKO zażądał widzenia z dyrektorem i po jego przybyciu zarządził aby wszyscy pracownicy pozostali na swoich miejscach, a sam w towarzystwie jednego z podwładnych udał się z dyrektorem do jego gabinetu. Tam zażądał wydania kluczy do skarbca. Na oświadczenie dyrektora, że klucze znajdują się u starosty, we trzech udali się do gabinetu starosty. Ponieważ ten stanowczo zaprzeczył, że kluczy do skarbca nigdy nie posiadał „Kosa” po powrocie do banku w obecności pozostałych pracowników zagroził dyrektorowi zastrzeleniem w przypadku, gdy klucze natychmiast się nie odnajdą. To odniosło pożądany skutek – skarbiec został otwarty, a podkomendni „Kosy” sprawnie załadowali pieniądze do przyniesionych wcześniej worków. Worki załadowano na furmanki, które sprawnie odjechały w kierunku na Trzeszczany i bezpiecznie dotarły do Majdanu Wielkiego, gdzie oczekiwał już komendant obwodu „Ster” i jego kwatermistrz „Orsza” (Stanisław Jastalski).
„Kosa” po zabraniu pieniędzy nakazał dyrektorowi i jego pracownikom wejść do pomieszczenia skarbca. Drzwi zamknięto na klucz i żołnierze spokojnie opuścili pomieszczenia KKO i nie niepokojeni przez nikogo rozeszli się na kwatery. Według relacji „Stera” zarówno dyrektor, jak i większość jego pracowników byli powiązani z konspiracją i cały manewr z wyprawą do starosty i poszukiwaniem kluczy, a także uwięzienie personelu KKO w skarbcu, służył odsunięciu podejrzeń za strony UB i zapewnieniu im bezpieczeństwa. O randze podziemia akowskiego w tym czasie w Hrubieszowie najlepiej świadczy fakt spokojnej wyprawy „Kosy” tylko z jednym podwładnym jako ochroną do starosty i później swobodny powrót do banku. Nawet jeśli starosta sądził, że „Kosa” to funkcjonariusz UB, to jednak mogło go zaniepokoić niecodzienne zachowanie dyrektora KKO. Trzeba jednak pamiętać, ze w tym czasie w Hrubieszowie rzeczywista władzę sprawowała Armia Krajowa ( mimo formalnego rozwiązania jej struktur 19 stycznia 1945 roku) i to „Ster” a nie starosta czy szef UB (razem z jego sowieckim doradcą) był rzeczywistym gospodarzem terenu.
Spektakularna akcja zdobycia poważnych kwot pieniędzy, przeprowadzona w biały dzień pod bokiem władz komunistycznych i bez jednego wystrzału, mimo prób ukrywania jej przez UB, odbiła się głośnym echem w całym regionie. Władze komunistyczne okazały się bezsilne i mogły jedynie stwierdzić po fakcie utratę całej sumy przeznaczonych na wymianę w powiecie hrubieszowskim pieniędzy.
Dzięki udanej akcji podziemie hrubieszowskie mogło znaczne kwoty przeznaczyć na wypłatę zapomóg rodzinom zamordowanych, wywiezionych na Sybir i przebywających w więzieniach żołnierzy hrubieszowskiej konspiracji niepodległościowej. Część pieniędzy przeznaczono na rozbudowę drukarni obwodu, która z czasem stała się drukarnią inspektoratu zamojskiego i okręgu lubelskiego DSZ – WiN. Pozostającym nadal w konspiracji oficerom, podoficerom i szeregowym wypłacono żołd, a żołnierzom skierowanym do szkół stypendia. Jednak najpoważniejsza kwotę (ok. 10 milionów złotych) kapitan Gołębiewski osobiście zawiózł do Lublina i za pośrednictwem profesora Ignacego Czumy przekazał rektorowi Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego ks. Antoniemu Słomkowskiemu na potrzeby uczelni.
W ten sposób komunistyczne pieniądze zdobyte przez „Kosę” w Hrubieszowie pozwoliły katolickiej uczelni uregulować najpotrzebniejsze rachunki i poczynić niezbędne inwestycje. Czy późniejsze władze tej uczelni miały świadomość, że jej łatwiejszy start w latach 40 umożliwili podkomendni Mariana Gołębiewskiego z odległego o 120 kilometrów od Lublina Hrubieszowa? Sadzić należy, że raczej nie – w 1994 roku byłem świadkiem jak w imieniu ówczesnego rektora KUL ks. Stanisława Wielgusa jeden z profesorów historii tej uczelni nie wyraził zgody na odbycie w jej pomieszczeniach kongresu organizowanego przez Mariana Gołębiewskiego, a poświęconego rozbiciu sił komunistycznych w Hrubieszowie przez oddziały podziemia polskiego i ukraińskiego w dniu 28 maja 1946 roku. Wtedy po raz pierwszy z jego ust usłyszałem o akcji na KKO i przekazaniu zdobytych pieniędzy na potrzeby KUL. Może dziś jest stosowny czas aby sprawić by jedna z sal wykładowych tej uczelni nosiła imię „Stera” lub poległego z rąk komunistów w 1946 roku Karola Bojarskiego „Wygi” „Kosy” ?
Dowódca akcji na KKO „Kosa” uważany był przez Gołębiewskiego za jednego z najdzielniejszych i najzdolniejszych oficerów hrubieszowskiej konspiracji. W złożonej na moje ręce relacji z 1994 roku „Ster” stwierdził: „… po zwycięskim zakończeniu wojny i odzyskaniu przez Polskę niepodległości widziałem go w korpusie generałów Rzeczypospolitej”. Decyzjami koalicji antyhitlerowskiej w sprawie Polski skazany został jednak na dalszą walkę o niepodległość ojczyzny – poległ z bronią w ręku 6 kwietnia 1946 roku po wykonaniu wyroku podziemia na funkcjonariusza MO Michała Berezę odznaczającego się szczególnym okrucieństwem w stosunku do aresztowanych żołnierzy WiN. O tym niezłomnym żołnierzu Rzeczypospolitej zupełnie nie pamięta jego rodzinne Horodło, mimo iż to rodzina Bojarskich (on, brat Wacław ps. „Hucuł” i dwie siostry – nauczycielki) doprowadziła do utworzenia istniejącego w tej osadzie do dziś liceum ogólnokształcącego. Jedyną skromną oznaką pamięci są płonące często na jego grobie na miejscowym cmentarzu znicze. Próżno jednak szukać na stronie internetowej gminy czy szkoły choćby skromnego biogramu tego wielkiego mieszkańca Horodła – Kawalera Orderu Virtuti Militari.